niedziela, 29 września 2013

"Ludzie Julya" - Nadine Gordimer

Tytuł: Ludzie Julya
Tytuł oryginału: July's People
Autor: Nadine Gordimer
Ilość stron: 208
Wydawnictwo: Wydawnictwo M
Rok wydania: 2013
Moja ocena: -3/6

Rodzina Smalesów jest zmuszona uciekać z rodzinnego domu. Wyruszają do małej wioski swojego służącego Julya. July słabo mówi po angielsku, ale jest bardzo posłuszny i oddany swoim chlebodawcom, lecz jednocześnie skryty. Tak naprawdę Smalsowie nic o nim nie wiedzą, a prawdy mogą dowiedzieć się w najmniej oczekiwanym momencie. Na początku Maureen zauważa kilka rzeczy, które kiedyś zaginęły z jej domu. Później w posiadaniu Julyego znajdują się kluczyki do ich samochodu, lecz najgorsze jest to, że zniknęła także broń trzymana przez Bama.

Życie Samlesów jest piękne. Duży dom, dobra praca i dużo pieniędzy. Niestety mieszkają w mieście, w którym od pewnego czasu jest coraz więcej zamieszek. Zmuszeni są uciekać i nie wiedzą, co może ich czekać później. Dzieci mogą zachorować na malarię, nie mają gdzie spać i co najgorsze psują się relacje pomiędzy małżonkami. Dopiero w trudnych chwilach można się przekonać, czy ich miłość jest silna. Czy przetrwają trudny dla nich okres?

Zacznę od tego, że oczekiwałam chyba czegoś innego. Nie znaczy to oczywiście, że książka jest zła, ale chyba nie przypadła mi do gustu. Oczekiwałam więcej emocji i akcji, a tego nie znalazłam. Jedno mogę powiedzieć na pewno. Książka nie jest przewidywalna. Nigdy nie wiesz, co się wydarzy.

Na początku trochę ciężko mi było się połapać. Pojęcia „czarny” itp. ciągle mnie myliły. Czy July był Afrykańczykiem, czy Hindusem? Były momenty, że nie rozumiałam danej sceny. Autorka przedstawiła Jula jako słabo mówiącego po angielsku i w ten sposób budowała dialogi, ale przecież nie dla każdego może to być zrozumiałe. Musiałam chwilę się zastanowić, by wiedzieć, co July miał na myśli. Pojawiały się także zbędne informacje. Jakie? „ (…) kiedy wstała i zobaczył jej nagi brzuch oraz brązowe włosy łonowe pod ściągaczem swetra.” Ja akurat nie potrzebuję takich informacji, nie wiem jak wy. Przyczepię się jeszcze czcionki. Nie wiem, co to za rodzaj, ale wolę zdecydowanie zwykłą prostą czcionkę, nie widzę sensu zmieniania na jakąś inną, bo to nie doda plusów książce.

„Ludzie Juyla” to książka, która pokazuje relacje pomiędzy bogatymi a biednymi ludźmi. Jak i czy w ogóle bogacz poradzi sobie, jeżeli wszystko straci i nikomu nie może zaufać? Zobaczymy. Czy książkę polecam? Tak, ale tylko dla osób zainteresowanych taką tematyką. Jeżeli ktoś był po prostu jej ciekaw (tak jak ja) książka może się nie spodobać.


Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu M! 


****

Ostatnio na blogu mały zastój. Przepraszam was bardzo, ale to bardzo. Nawet nie wiecie jak mi brakuje czytania z przyjemności i blogowania, ale sądzę, że w drugiej połowie października powinnam już powrócić. Poczekacie?

Niedługo pół roku bloga! Jeżeli będę miała czas, zorganizuję dla was jakiś konkursik. :)



środa, 18 września 2013

"Odwet" - Kelley Armstrong

Tytuł: Odwet
Tytuł oryginału: The Reckoning
Autor: Kelley Armstrong
Ilość stron: 360
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2011
Moja ocena: -5/6
 
Chole, nekromantka i jej paranormalni przyjaciele byli zmuszeni po raz kolejny uciekać. Tym razem trafili do domu Andrew. Starego przyjaciela ojca Simona i Dereka. Tam poznają innych ludzi z nadnaturalnymi mocami, którzy także są przeciwni złowrogiej korporacji. Czy można im zaufać? Na dodatek pomiędzy Chloe a Derekiem zaczyna iskrzyć, a na horyzoncie pojawił się także Simon. Którego wybierze Chole? Mrocznego wilkołaka, czy uroczego czarownika? Przekonajcie się sami!

Życie Chole nie jest już takie łatwe. Wciąż musi uciekać i oglądać się za siebie, bo w każdej chwili może zginąć, lecz nie tylko ona. Simon, Derek i Tori – jej przyjaciele, a także „inni” mają problemy. Simon nie może dać sobie rady z czarami, Dereka czeka przemiana, która jest już coraz bliżej, a Tori nie potrafi zapanować nad swoją mocą. Zaś moc Chloe... rośnie. Potrafi już wskrzeszać umarłych. Jak potężna potrafi być Chloe?


Kelley Armstrong – pisarka kanadyjska zaliczana do grona najoryginalniejszych współczesnych twórców powieści z gatunku thrillera nadnaturalnego i kryminału; zanim poświęciła się pisaniu, ukończyła studia psychologiczne i informatyczne; autorka dwudziestu powieści, w tym min. trylogii Najmroczniejsze moce oraz cyklu zapoczątkowanego Ugryzioną.*


„Odwet” autorstwa Kelley Armstrong to już trzecia część trylogii Najmroczniejsze moce. Tak mi się przynajmniej wydaje, chociaż kilka wątków zostało niewyjaśnionych. Pomysł na fabułę był bardzo dobry. Młodzież zmodyfikowana genetycznie? Nieźle. A najlepsze jest to, że wątek romantyczny nie stoi w centrum fabuły. Jest on zepchnięty na dalszy plan. Czasami mnie to denerwowało, lecz tylko czasami. Uważam jednak, że był on zbyt powolny. Tak jak napisałam wcześniej, to już trzecia część, a dopiero w niej zaczyna się coś dziać pomiędzy Derekiem a Chloe. Tu głównym wątkiem była ich moc i ucieczka przed grupą Edisona.


 "- Posłał ci to spojrzenie?
 - Spojrzenie? 
- Wiesz. Te, które sprawia, że wygląda jak zbity szczeniak, i sprawia, że czujesz się jak kretyn za karcenie go. [...] Miękniemy, mówimy mu, że wszystko jest w porządku, a następna rzeczą, jaką widzisz to jak znów żuje twoje kapcie.” 


W powieści pojawiły się wulgaryzmy, ale rzadko i w ogóle mi one nie przeszkadzały. Momentami były nawet potrzebne. Autorka pokazała prawdziwą naturę młodzieży. Choćby nie wiem jak byłaby dobra, to i tak czasami jakieś niecenzurowane słówko im się wymsknie.

Jedno, co bardzo mnie raziło w oczy to słowo „ok” pisane dużą literą. Po kiego grzyba ja się pytam? Przepraszam za wyrażenie, ale akurat mi to przeszkadzało.
Co do języka autorki, to jest on bardzo dobry. Książkę oczywiście, jak przystało na paranormal romance, czyta się bardzo szybko, łatwo i przyjemnie. Nie ma żadnych wyszukanych słów czy niezrozumiałych zwrotów.

Okładka jest oczywiście bardzo ładna. Może i nie wybitna, ale sam fioletowy naszyjnik na ciemnym tle przyciąga wzrok. I o to chodzi. Bo my, czytelnicy, jesteśmy tak naprawdę wzrokowcami. Kierujemy się zasadą „nie oceniaj książki po okładce”, ale zawsze najpierw patrzymy na nią. Przynajmniej ja.

Trylogia „Najmroczniejsze moce” to bardzo dobre książki, które umilają czas. Nie ma w nich zawartych mądrości, ale kto tego oczekuje od tego gatunku? Polecam!


 „Odwróciłam oczy. Nie żeby źle wyglądał półnagi, wprost przeciwnie, i właśnie dlatego... Dobrze, ujmijmy to tak: przyjaciele najlepiej wyglądają w ubraniu.”


Recenzja bierze udział w wyzwaniu: 


*źródło: okładka książki

środa, 11 września 2013

"Zapomniane" - Cat Patrick

Tytuł: Zapomniane
Tytuł oryginału: Forgotten
Autor: Cat Patrick
Ilość stron: 312
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 2012
Moja ocena: 3/6


"Naprawienie złych rzeczy w życiu wymaga zwykle czasu, ale ostatecznie się to udaje."
 

London ma problem. Nie pamięta przeszłości, ale za to widzi przyszłość. Każdego dnia musi robić pomocnicze notatki. Co miała na sobie poprzedniego dnia, co było zadane bądź po prostu rzeczy, które mogą okazać się ważne. Co dziwniejsze, oprócz jej przyjaciółki i rodziny nikt nie wie, że coś jest z nią nie tak i musi stwarzać pozory normalnego życia. Nie jest łatwo. Do tego jej przyjaciółka Jamie jest na nią obrażona, a matka prawdopodobnie ją okłamuje. Pewnego dnia do szkoły przychodzi nowy uczeń. Tym uczniem jest niewiarygodnie przystojny Luck. Pomiędzy nim a London zaczyna dziać się coś poważnego, ale co się stanie gdy Luck dowie się prawdy? Że go... nie pamięta?

Jak sami widzicie fabuła jest dość ciekawa, ale czy autorce udało się stworzyć coś dobrego i oryginalnego? Nie jestem pewna. Już na samym początku poczułam, że niezbyt spodoba mi się ta książka. Czemu? Otóż sądzę, że pani Patrick nie do końca wykorzystała jej potencjał. Brakowało mi wielu rzeczy. Nawet to, że London każdego dnia dowiadywała się, że ma chłopaka, nie było dla niej zaskoczeniem. Przyjmowała to ze spokojem i zachowywała się, jakby nic się nie działo, a Luck tego nie zauważał. Tak na początku myślałam, ale gdy zagłębiłam się w tę historię stało się jasne, dlaczego Luck tak się zachowywał.

Zaskoczyło mnie także to, że pomiędzy Lukiem a London tak szybko „zaiskrzyło”. Już po pierwszym spotkaniu London zachowywała się jak zwariowana fanka jakiegoś zespołu i była pewna, że również Luck czuje coś do niej. Po zaledwie dwudziestominutowej rozmowie!

Co gorsza, tak naprawdę nie było żadnej porządnej fabuły. Tego momentu kulminacyjnego, do którego sprowadzą się wszystkie zdarzenia, jak wojna czy jakieś porwanie. Nic, kompletnie nic takiego nie było. Książka się zaczęła, skończyła i nie ma co nad nią wzdychać, bo i bohaterowie niezbyt urzekali swoją inteligencją.
Wydawało mi się także, że autorka za bardzo próbowała wczuć się w rolę nastolatki. Używanie takich sloganów jak: „dzinks, no, w porzo czy histra” to nie był dobry pomysł. Nie sądzę, aby młodzież teraz tak mówiła, a zwłaszcza dziewczyny. Oczywiście może to być wina tłumacza, że nie „rozumie” języka młodzieżowego. Zauważyłam także dość częstą zmianę czcionki. Najpierw (jeśli się nie mylę) była „Times New Romans”, a kilka zdań później „Georgia”. Niby aż tak bardzo to nie przeszkadza, ale błąd już jest.

Zastanawiam się, do jakiego gatunku mogę zaliczyć tę książkę. Paranormal romance? Nie do końca, więc może obyczajówka? Hmm, chyba będę musiała się jeszcze nad tym zastanowić.

Pomimo wad, które posiada książka, czytało się ją szybko i przyjemnie. Takie malutkie umilenie wieczora. Nic więcej. Nie można oczekiwać od niej jakiejś mądrości czy dobrego dramatu.

Sądzę, że książki nie warto czytać. To tyle, co mogę na ten temat powiedzieć, bo jak sami widzicie, recenzja nie jest zbyt długa.


„Zabawne, jak możliwości dodają skrzydeł. Zabawne jak rzeczywistość ściąga z powrotem na ziemię.”


Recenzja bierze udział w wyzwaniu:

***

Informuję, że w najbliższym czasie recenzje będą ukazywać się rzadziej. Niestety, ale szkoła wzywa, a ja w tym roku zdaję egzamin zawodowy i trochę mnie cisną. Na dodatek z polskiego czeka "Zbrodnia i kara", a ja nie przepadam za takimi książkami. No trudno, dam radę. :)



piątek, 6 września 2013

"Wzór na szczęście" - ks. Wacław Grądalski

Tytuł: Wzór na szczęście
Autor: ks. Wacław Grądalski
Ilość stron: 88
Wydawnictwo: wydawnictwo M
Rok wydania: 2012 (?)
Moja ocena: 5/6


"Dziś to zupełnie niemodne być służącym. Chcemy coś znaczyć i dlatego zabijamy w sobie miłość."
 

„Wzór na szczęście” to książka, w której ks. Wacław Grądalski próbuje nam podać wzór na szczęście. W międzyczasie dowiadujemy się trochę historii o nim samym. Pokazuje nam, że i on – ksiądz, nie jest idealny. Założyciel i prezes fundacji charytatywnej im. Bpa Czesława Domina oraz współzałożyciel polskiej wspólnoty Cenacolo próbuje pomagać ludziom, bo wie, że warto i chociaż grzeszymy, Bóg i tak nas kocha. I o to chodzi w tym poradniku. Wzorem na szczęście jest po prostu miłość do Boga i głęboka wiara.

We „Wzorze na szczęście” poznajemy kilka historii, nie zmyślonych, lecz prawdziwych. Nie tylko księdza, ale i jego podopiecznych. Młodzi ludzie często popełniają błędy. Niektórzy mają świetlaną przyszłość, ale i tak błądzą. Narkotyki, alkohol i inne używki. Gdy niektórzy z nich już wiedzą, że coś jest nie tak z ich życiem, trafiają do wspólnoty Cenacolo, która zajmuje się narkomanami. Co dziwniejsze ta wspólnota nie posiada żadnych psychologów, nie podają leków swoim podopiecznym. Ich jedynym lekarstwem jest Bóg i wierzą, że Jego miłość do swoich dzieci im pomoże. I tak bywa. Wielu ludzi dzięki temu wyleczono.

Ks. Wacław Grądalski to bardzo mądry człowiek. Umie użyć takich słów, że czytając jego książkę momentami czułam, że nie jestem zbyt dobrą chrześcijanką i popełniam wiele błędów, ale Bóg i tak mnie kocha, i to jest najlepsze.

Poradnik posiada tylko 88 stron, czyli widać, że niewiele. Można go przeczytać w niecałą godzinę, a do tego każdy rozdział jest zakończony modlitwą. Nie zwykłą, lecz prośbą do Boga, aby nas, ludzi nauczył kochać.

Sądzę, że „Wzór na szczęście” to dobry poradnik, jednak nie do końca. Momentami miałam ochotę „podyskutować” na niektóre tematy z księdzem Wacławem, ale to chyba plus, prawda? Czy jednak teraz będę szczęśliwa? Oczywiście, że nie. Do tego potrzeba bardzo dużo czasu, lecz tak naprawdę żaden poradnik nie powie nam „jak żyć, aby być szczęśliwym”. Sami musimy się tego dowiedzieć. Dla niektórych szczęściem może być kochająca rodzina, a dla innego pieniądze. Poradnik ten pokazuje nam, że to miłość Boga nas uszczęśliwia.


"Mam wszystko to, czego potrzebuję, i mam wokół siebie prawdziwych przyjaciół."


Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu M! 



 


wtorek, 3 września 2013

"Klątwa tygrysa. Wyprawa" - Collen Houck

Tytuł: Klątwa tygrysa. Wyprawa
Tytuł oryginału: Tiger’s Voyage
Autor: Collen Houck
Ilość stron: 472
Wydawnictwo: Otwarte
Rok wydania: 2012
Moja ocena: 4/6


  „Nie można oceniać człowieka póki ktoś go nie zdepcze”


Ren wciąż nie odzyskał wspomnienia o swojej ukochanej. Na dodatek przebywanie w jej towarzystwie czy dotykanie sprawia mu ból. Kelsey jest ciężko, ale próbuje sobie z tym jakoś radzić. W końcu ma jeszcze Kishana, czarnego tygrysa, który ją kocha i zrobi wszystko, by była szczęśliwa. Dziewczyna musi się tylko zdecydować: czekać na ukochanego Rena czy wybrać miłe, pozbawione szaleństwa życie u boku Kishana. Do tego wszystkiego muszą wypełnić trzecią misję, aby uwolnić tygrysy od klątwy, lecz Lokesh nie odpuści tak łatwo. Jest w stanie poświęcić wiele istnień, by wygrać wojnę, która toczy się od wielu lat...

Życie Kelsey było poukładane, dopóki nie spotkała Rena, białego tygrysa naznaczonego klątwą. Połączyło ich wielkie uczucie, większe od magii i nic ani nikt nie jest w stanie tego pokonać. Niestety nie wszystko układa się tak pięknie. Ren stawia bezpieczeństwo Kelsey na pierwszym miejscu. Woli poświęcić ich miłość, aby nic jej się nie stało, a Kelsey tego nie pochwala i się buntuje. Stawia Renowi ultimatum. Jeżeli się rozstaną, już nigdy do niego nie wróci. Co wybierze Ren? Miłość, czy bezpieczeństwo ukochanej?


„Tulił mnie delikatnie i poczułam, jak topnieje bariera wokół mojego serca. Byłam bezbronna. [...] Oddałam serce mojemu księciu . Było mi dobrze, ciepło i bezpiecznie. Ren mnie kochał. Moje miejsce było przy nim.”


„Klątwa Tygrysa. Wyprawa” to już trzecia część baśni o tygrysach. Od samego początku polubiłam tę serię, gdyż kiedyś interesowałam się hinduską kulturą i uwielbiałam oglądać filmy bollywoodzkie. Pasja nie przetrwała do dzisiaj, ale nadal mam do tego sentyment. Dosyć już jednak o mnie.

Od razu zacznę, że rozczarowałam się tą częścią. Możliwe, że odkąd zaczęłam pisać recenzje dostrzegam coraz więcej szczegółów. Okej, historia jest piękna. O tygrysach jeszcze nie czytałam, ale wątek miłosny jest kompletnie żenujący. Dwaj bracia zakochali się w tej samej dziewczynie. Powtórka z „Pamiętników wampirów”, ale jestem w stanie to jeszcze przeżyć. Niestety w tej historii miłosnej zabrakło mi delikatności, namiętności i czułości. Nie byłam w stanie się wczuć. Były pocałunki, gorące spojrzenia, ale... to wszystko na szybkiego. A ja oczekiwałam czegoś więcej i dłużej. Nie wiem, czy mnie rozumiecie, ale trudno ubrać mi to w słowa.


"Ren... był jak dziki płomień. Natomiast Kishana można było porównać do grzejnika. Dobry, zaufany, dający ciepło."


Drugim i największym minusem były strasznie długie opisy. Normalnie płakałam i modliłam się, kiedy to się wreszcie skończy! Czy naprawdę można pisać nie wiadomo ile o śniadaniu, obiedzie czy kolacji? Rozumiem, autorka chciała nam także ukazać trochę kulturę indyjską, ale ileż można? Czytałam, czytałam, a końca książki nie było widać!

Przyznam się, że pokochałam Rena. Tajemniczego, groźnego białego tygrysa. Wydaje mi się, że autorka Kishana chciała zrobić bardziej tajemniczego i niebezpiecznego, ale się nie udało. Kishan był dla mnie jak... ciepła klucha. Kochał Kelsey ponad życie i zrobiłby dla niej wszystko, ale w tym związku akurat brakowało namiętności. Czułam się, jakby on jej służył i był totalnie ślepy. Nie widział, że Kelsey bardziej kocha Rena i nadal coś między nimi jest? Głupi by to zauważył, ale nie on. Główna bohaterka momentami była irytująca i zachowywała się jak dziecko. Utrudniała sobie tylko życie. Była wściekła, że Ren ciągle się poświęcał, a sama nie była lepsza.


 „Człowiek inteligentny bierze sprawy w swoje ręce” 


Język autorki był zrozumiały, lecz czasem po prostu nudny. Niektóre wątki wręcz omijałam, co okazało się dobrym pomysłem, bo nic nie wnosiły do historii. A co do okładki... mrraśna. Ma charakterek. Na początku zastanawiałam się, dlaczego ukazany jest na niej smok, skoro książka jest o tygrysach, ale czytając fabułę wszystko staje się jasne. Sądzę, że okładki do serii Klątwa Tygrysa, są jednymi z najlepszych na polskim rynku, przyciągają uwagę czytelnika.

Czy przeczytam czwartą część? Oczywiście. Ciekawi mnie, kogo w końcu Kelsey wybierze, chociaż trochę przewiduję jak potoczy się ta historia. Czy polecam osobom, które jeszcze nie zapoznały się z tą serią? No jasne, że tak! Nie ukazałam wielu plusów tej książki, ale to nie znaczy, że jest ona do bani! Inni mogą uważać, że jest idealna. To wszystko zależy od waszego gustu.


 „Chcę dać jej wszystko, co najlepsze. Chcę ją uszczęśliwić. Chcę ją sobie przypomnieć. Chcę móc jej dotykać. Chcę ją kochać.” 


 Recenzja bierze udział w wyzwaniu:




poniedziałek, 2 września 2013

Wyniki rozdawajki !


 Powiem jedno: zaskoczyliście mnie! Udział w rozdawajce wzięło aż 50 osób! Nie spodziewałam się, że będzie aż tyle chętnych. :) Nie przedłużając, książka wędruje do...


Alice booksloovers! 


Gratuluję. Wędruje do Ciebie książka "Polowanie na motyle". Czekam na Twój adres do trzech dni. 

Nie martwcie się. To był mój pierwszy i zapewne nie ostatni konkurs. W końcu małymi kroczkami zbliża się pół roku bloga!


 

niedziela, 1 września 2013

"Złoty most" - Eva Völler

Tytuł: Złoty most
Tytuł oryginału: Zeitenzauber - Die goldene Brücke
Autor:
Ilość stron: 439
Wydawnictwo: Egmont
Rok wydania: 2013
Moja ocena: 5+/6


„Pokuta i żal to dwie różne rzeczy, jedno bez drugiego jest niewiele warte.”

 
Życie Anny i Sebastiano trochę się ustatkowało. Próbują jak najczęściej się ze sobą spotykać, jednak nie jest to łatwe. Bilety trochę kosztują, ale para zakochanych się nie poddaje. Nadal wędrują w czasie i pomagają zmienić przyszłość. Niestety Anna w samym środku egzaminów maturalnych dowiaduje się, że Sebastiano utknął w XVII wieku w Paryżu. Dziewczyna natychmiast rusza za nim, lecz nie wie, co dokładnie się stało. Podczas ich spotkania Anna dowiaduje się, że Sebastiano jest muszkieterem Richelieu. Bezwzględnego i knującego intrygi kardynała, a na dodatek chłopak jej nie poznaje. Okazuje się, że w trakcie podróży coś poszło nie tak i Sebastiano stracił pamięć. Wie tylko, że za wszelką cenę musi ochronić kardynała.

Anna jest załamana. Jej ukochany jej nie pamięta, a na dodatek uważa, że nie powinna wspinać się na drzewa, które są dla niej za wysokie. Bolesne, prawda? Jednakże Anna, pomimo wszystko, postanawia mu pomóc, bo jak nie ona, to niby kto? Tak oto próbuje wszelkimi sposobami być blisko Sebastiana. Najpierw praca w barze, w którym dość często bywa. Później przyjęcia, na których się pojawia, a na samym końcu zostaje towarzyszką niezwykłej Marie, przyjaciółki królowej, którą Sebastiano na rozkaz kardynała ma uwieść i wyciągnąć z niej wielki sekret królowej. Jej próby nie są daremne. Sebastiano widzi w niej kogoś więcej i zaczynają się spotykać, lecz czy to wszystko nie wydaje się zbyt piękne? Wszędzie czają się intrygi i nie można nikomu ufać. Nawet Sebastianowi...


Eva Voller już jako dziecko lubiła wymyślać historie. W dorosłym życiu zarabiała na utrzymanie jako sędzia, później zaś jako adwokatka, zanim ostatecznie zrezygnowała z rozpraw i prawniczej togi. Jest znawczynią Wenecji i właśnie to miasto grało główną rolę w jej pierwszej powieści dla młodzieży, czyli „Magicznej gondoli”, w której czytelnicy mogli poznać podróżujących w czasie Annę i przystojnego Sebastiana. *


„Złoty most” to kontynuacja prześwietnej książki „Magiczna gondola” autorstwa Evy Voller. Czy jest tak samo dobra, jak pierwsza część? Przekonajmy się.

Zacznę od tego, że uwielbiam książki o podróżach w czasie! W ten sposób możemy dowiedzieć się czegoś więcej o przeszłości, lecz sama historia jest po prostu niesamowita. Suknie, piękne zamki, a do tego prawdziwi dżentelmeni. Oczywiście nie zawsze. Książka ukazuje także tę drugą, gorszą część XVII wieku. Smród, nocniki za parawanami, wychodki. Niemiłe uczucie, prawda? Wielu z nas nie przeżyłoby w tamtych czasach.

Pomimo świetnego pomysłu na fabułę i wykonania, powieść ma jednak swoje wady. Momentami niektóre fragmenty po prostu nudziły. Wiem, że aby ukazać magię przeszłości trzeba poświęcić trochę czasu opisom, ale one czasami były tak nudne, że miałam ochotę ominąć dany fragment. Drugim i ostatnim minusem jest ukazywanie ciągłych potrzeb fizjologicznych nie tylko głównej bohaterki. Po prostu wybuchałam śmiechem w tych momentach, a czasami były one bardzo obleśne... Fabuła rozwija się dość powoli, ale to nie przeszkadza, gdyż wciąga niemiłosiernie. Gdy zasiądziesz raz, całkowicie się w niej zanurzysz i już nie oderwiesz się, aż jej nie skończysz. Tak zaliczyłam dwie nieprzespane nocki, wliczając w to pierwszą część powieści. Niestety nie jestem w stanie jej zrecenzować, ponieważ czytałam ją w formie ebooka, a ja muszę mieć książkę przed sobą. Łatwiej mi wyszukać dane informacje do recenzji.

Historia miłosna pomiędzy Anną a Sebastiano także zachwyca. Musieli na nowo się pokochać i w ten sposób udowodnili, że są sobie przeznaczeni. Na dodatek „kłótnia kochanków” bardzo mi się spodobała. Lubię takie akcje w książkach. To, jak autorka ukazała ich charaktery było wręcz imponujące. Momentami Anna była irytującą, zwykłą nastolatką, ale dzięki temu nie była doskonała. Zaś Sebastiano... prawdziwy, szlachetny przystojniak, jednak zwykły mężczyzna, który kocha swoją dziewczynę ponad wszystko.
To teraz kilka słów o okładce... WOW! Mogłabym na nią patrzeć, patrzeć i jeszcze raz patrzeć. Jest przecudna. Nic dodać, nic ująć!

Teraz powinno pojawić się piękne zakończenie, które ma was zachęcić do przeczytania książki, ale ja po prostu napiszę: polecam!


 „ - Mówiłem ci, że te spodnie są za wąskie - wtrącił zrzędliwie Sebastiano. 
 - Nie moja wina. Sam mi je dałeś.
 - Przytyłaś? 
 - Uważasz, że jestem gruba? - spytałam oburzona.”

*opis z okładki książki
 
Recenzja bierze udział w wyzwaniu: